CHCECIE W WEEKEND NOWY ROZDZIAŁ? :* POSTARAM SIĘ WYMYŚLIĆ COŚ FAJNEGOO! <3
środa, 3 października 2012
niedziela, 30 września 2012
005
KOCHANI PROSIŁA BYM, ŻEBYŚCIE KOMENTOWALI ROZDZIAŁY. WTEDY BĘDĘ WIEDZIAŁA, CO MAM POPRAWIĆ I ZMIENIĆ I BĘDĘ WIEDZIAŁA, CZY WAM SIĘ PODOBA :) :*
Znużona podróżą i pobytem w szpitalu, leniwie przeciągnęłam się w łóżku tym samym uderzając dłonią w... coś. A mianowicie szafkę nocną. Rozejrzałam się po pokoju, którym ponownie nie był ten mój. Rozglądałam się zaskoczona i dopiero po chwili zorientowałam się, że to pokój Harrego, a ja śpię w jego łóżku przykryta kocem. Zerwałam się na równe nogi i jeszcze raz rozejrzałam. Od dwóch dni nic się nie zmieniło. Na podłodze leżały te same, rozrzucone ubrania, na komodzie leżały przewrócone buteleczki z perfumami, a z niedomkniętej garderoby wręcz wysypywały się ubrania. Przeciągnęłam się jeszcze raz i w myślach stwierdziłam, że warto zlokalizować, gdzie podziewa się Loczek, gdy zauważyłam uchylone drzwi na balkon.
Skierowałam się w ich stronę, a potem przedostałam się dalej, lekko je popychając. Moje nozdrza uderzył drapiący w gardle zapach papierosów zmieszany z dobrymi perfumami. Obróciłam głowę i moim oczom ukazał się Harry. Spojrzał na mnie zrezygnowany, po czym wstał. Niepewnie stawiając kolejne kroki podeszłam do chłopaka, co chwilę odgarniając tańczące na wietrze kosmyki. Poczułam chłód, ale nie tylko ten spowodowany przez wiatr, lecz również ten od chłopaka. Harry zgasił papierosa i spojrzał, przeszywając mnie swoimi magnetyzującymi oczami. Miałam ochotę zatopić się w nich bez pamięci, lecz jak zatopić się w lodzie?
-Myślę, że nie powinniśmy ze sobą rozmawiać. Skończmy tę znajomość tak prędko, jak się zaczęła.- powiedział Harry, a ja zamarłam. -Nie chcę cię ranić, ani nie chcę, żeby przeze mnie coś ci się stało.- ciągnął dalej. Poczułam, jak moje gardło się zaciska, a oczy zrobiły się wilgotne. Nie chciałam, żeby kontynuował. Słone łzy ściekały mi po policzkach, rozmazując resztki tuszu. Tak bardzo chciałam go przytulić, a wiedziałam, że nie mogę sobie na to pozwolić..
-Dlaczego? -spytałam niemalże bezgłośnie. -Dlaczego mi to robisz? Mówisz, że nie chcesz mnie ranić, a dokładnie to teraz robisz!- wybuchnęłam złością, powodując tym kolejną falę łez. W końcu odważyłam się spojrzeć Harremu głęboko w oczy. Kolejny błąd. Zobaczyłam, jak bardzo cierpi. Z jego oczu doskonale można było wyczytać ból, jaki siedział w jego sercu. Powoli uspokoiłam oddech i usiadłam na pobliskim fotelu, zmuszając bruneta do uczynienia tego samego. Odgarnęłam włosy z twarzy, nerwowo zarzucając je na ramię.
-Możesz mi wyjaśnić, o co ci chodzi? Nie potrafię cię odgadnąć. Z początku było tak dobrze... Dogadywaliśmy się, razem się śmialiśmy, a teraz... Coś się zepsuło. Naprawdę myślisz, że to w klubie było z twojej winy?- spytałam go, starając się przestać łapać niekontrolowane oddechy.
-Ja tak nie myślę, tylko to wiem.- powiedział Harry, a ja skrzywiłam się. Uparty. Nagle zebrałam się w sobie i lekko wychylając się z fotela, dałam Harremu buziaka w policzek.
-Teraz już wierzysz, że nie mam ci tego za złe? - spytałam i uśmiechnęłam się niepewnie.
-Tak. Teraz już chyba tak.- odpowiedział, i uśmiechnął się do mnie szeroko. -Przepraszam, że byłem niemiły.- powiedział skruszony, po czym wstał i podniósł mnie z fotela. Wstałam, a on skulił się, dając mi do zrozumienia, że mam mu wskoczyć na plecy. Ochoczo rozpędziłam się i wygodnie usadowiłam, a on zniósł mnie po schodach na dół, do garażu. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, a on, najwyraźniej zadowolony z siebie wyciągnął dwa rowery. Uśmiechnęłam się szeroko, ponieważ od dziecka uwielbiałam takie przejażdżki, a zwłaszcza z wyjątkowymi osobami. Za czasów dzieciństwa był nią mój tato, teraz zastępował go Harry. Wsiadłam na rower i uśmiechając się pod nosem odepchnęłam się nogami, po czym razem wyjechaliśmy na ciche ulice spokojnego Londynu.
-Gdzie mnie zabierasz? - spytałam po chwili jazdy. Jechaliśmy wolno, analizując każdy widok i każdą mijającą nas osobę, jak gdyby starając się zapamiętać każdy element z tego wypadu.
-Zobaczysz. Ale ostrzegam cię, że do domu wrócisz dość późno. - odparł z nieodgadnionym uśmiechem, po czym wyprzedził mnie pokazując mi język.
sobota, 29 września 2012
004
Obudziłam się dziwnie obolała i niesamowicie zmęczona. Mimo to musiałam zmusić się do otworzenia powiek i zorientowania się, gdzie się znajduję. Ten twardy materac z pewnością nie był tym samym, który jest na moim łóżku. Powoli otworzyłam oczy, aby po chwili znów je mrużyć z powodu oślepiającej bieli i światła. Lekko westchnęłam i spróbowałam podnieść rękę, aby przeczesać palcami włosy. To był błąd- automatycznie syknęłam z bólu i bezwładnie opuściłam dłoń, którą automatycznie ktoś złapał. Zaciekawiona, kto trzyma moją dłoń obróciłam głowę lekko podnosząc się na łóżku. Teraz już wiedziałam, że było szpitalne, a ja leżę w jakiejś sali. Tylko dlaczego...?
Osobą, która trzymała moją dłoń okazał się Harry, ani trochę siebie nie przypominający. Prędzej przypominał żywy obraz nędzy i rozpaczy. Jego włosy były potargane i w nieładzie, jakby od dłuższego czasu nie widziały szczotki. Twarz zaś, zawsze rozpromieniona i świeża była blada i wręcz przezroczysta. Usta zaciśnięte w grymasie lekko rozchyliły się, jak gdyby chłopak chciał coś powiedzieć, jednak po chwili znów je zamknął wydając z siebie tylko cichy jęk. Widziałam, jak po jego policzku spływa pojedyńcza łza, a po niej kolejna, i następna... Jego oczy były tak podkrążone, jakby nie spał co najmniej tydzień. Loczek wyglądał tak, że zastanawiałam się, dlaczego to nie on leży na moim miejscu.
-Tak bardzo cię przepraszam... Ja nie wiedziałem... - wydusił z siebie przez łzy, nieudolnie starając się je powstrzymać. Po chwili puścił moją rękę, na co w odpowiedzi zabolało mnie coś w środku.
-Dlaczego mnie przepraszasz? Co się właściwie stało, czemu tu jestem? - spytałam zupełnie zdezorientowana. Harry spojrzał zaskoczony i przyglądał mi się wnikliwie, jakby analizował co przed chwilą powiedziałam.
-Zabrałem cię na imprezę i chciałem zamówić dla nas piosenkę, ale didżej- tu prychnął pogardliwie - , coś mu nie pasowało i się opierał. A ty w tym czasie poznałaś przy barze jakiegoś kolesie, który postawił ci drinka i... - nie dokończył, pochylając głowę i zakładając ręce na brzuch, jak gdyby go coś bolało. Nie musiał kończyć. Domyśliłam się, że ktoś mi coś dosypał. Nagle poczułam ogromną wdzięczność do Hazzy, że zareagował i prawdopodobnie mnie tutaj przywiózł. Nie miałam jednak siły mu tego powiedzieć. Lekko osłabiała mnie myśl, że mam igłę w żyłach, a na dodatek czułam się zmęczona. Osunęłam się więc na łóżko i szczelnie przykryłam kołdrą.
-Kiedy mnie stąd wypiszą? -spytałam. Tylko to mnie teraz interesowało. Nie uśmiechała mi się wizja spędzenia wakacji w szpitalu. Nie widziałam takiej potrzeby.
-Możliwe, że nawet za chwilę. Nie jesteś przypadkiem senna? -zapytał Harry, wyrywając się z zamyślenia. Był jakiś nieobecny i bez życia. Jak nie on. Nie chciałam, żeby zadręczał się myślą, że to jego wina. Nie było tak.
-Oh. Tak, jestem. Nawet niesamowicie senna.. Ale wiesz... Nie bierz na siebie winy. Nie lubię ciebie smutnego, bo i mi udziela się twój nastrój.- powiedziałam do Loczka, uśmiechając się blado. Ten nie zdążył odwzajemnić uśmiechu, gdyż przyszła pielęgniarka oznajmiając, że mogę się szykować do wyjścia, po czym zabrała się za wyjmowanie mi 'tego wszystkiego' z żył. Nie sprawiała wrażenie miłej, więc nie odzywałam się. Niemalże wyrwała mi kroplówkę, ale jedynie skrzywiłam się myśląc o tym, że za chwilę będę w domu, u Chloe. Po chwili razem z wciąż zamyślonym Harrym skierowaliśmy się w stronę recepcji, gdzie wypisali mnie do domu. Na całe szczęście ktoś wspaniałomyślny przywiózł mi do szpitala moje ulubione, brązowe emu i.... bluzę Harrego. Tę samą, z którą spałam. Tak więc oprócz Harrego musiała mnie odwiedzić również Chloe. I chwała jej za to.
Zatracona we własnych myślach posłusznie wsiadłam z Hazzą do samochodu, który prowadził prawdopodobnie jeden z ich ochroniarzy. Chłopak usadowił się jak najbliżej okna, opierając brodę na dłoni i wyglądając przez nie. Widząc, że najwyraźniej unika rozmowy ze mną i jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego nie odzywałam się i skuliłam na siedzeniu. Po chwili jednak zmorzył mnie sen, więc oparłam się o jego ramię. Ten przyjął to obojętnie, a nawet stwierdziła bym, że dość chłodno.
Osobą, która trzymała moją dłoń okazał się Harry, ani trochę siebie nie przypominający. Prędzej przypominał żywy obraz nędzy i rozpaczy. Jego włosy były potargane i w nieładzie, jakby od dłuższego czasu nie widziały szczotki. Twarz zaś, zawsze rozpromieniona i świeża była blada i wręcz przezroczysta. Usta zaciśnięte w grymasie lekko rozchyliły się, jak gdyby chłopak chciał coś powiedzieć, jednak po chwili znów je zamknął wydając z siebie tylko cichy jęk. Widziałam, jak po jego policzku spływa pojedyńcza łza, a po niej kolejna, i następna... Jego oczy były tak podkrążone, jakby nie spał co najmniej tydzień. Loczek wyglądał tak, że zastanawiałam się, dlaczego to nie on leży na moim miejscu.
-Tak bardzo cię przepraszam... Ja nie wiedziałem... - wydusił z siebie przez łzy, nieudolnie starając się je powstrzymać. Po chwili puścił moją rękę, na co w odpowiedzi zabolało mnie coś w środku.
-Dlaczego mnie przepraszasz? Co się właściwie stało, czemu tu jestem? - spytałam zupełnie zdezorientowana. Harry spojrzał zaskoczony i przyglądał mi się wnikliwie, jakby analizował co przed chwilą powiedziałam.
-Zabrałem cię na imprezę i chciałem zamówić dla nas piosenkę, ale didżej- tu prychnął pogardliwie - , coś mu nie pasowało i się opierał. A ty w tym czasie poznałaś przy barze jakiegoś kolesie, który postawił ci drinka i... - nie dokończył, pochylając głowę i zakładając ręce na brzuch, jak gdyby go coś bolało. Nie musiał kończyć. Domyśliłam się, że ktoś mi coś dosypał. Nagle poczułam ogromną wdzięczność do Hazzy, że zareagował i prawdopodobnie mnie tutaj przywiózł. Nie miałam jednak siły mu tego powiedzieć. Lekko osłabiała mnie myśl, że mam igłę w żyłach, a na dodatek czułam się zmęczona. Osunęłam się więc na łóżko i szczelnie przykryłam kołdrą.
-Kiedy mnie stąd wypiszą? -spytałam. Tylko to mnie teraz interesowało. Nie uśmiechała mi się wizja spędzenia wakacji w szpitalu. Nie widziałam takiej potrzeby.
-Możliwe, że nawet za chwilę. Nie jesteś przypadkiem senna? -zapytał Harry, wyrywając się z zamyślenia. Był jakiś nieobecny i bez życia. Jak nie on. Nie chciałam, żeby zadręczał się myślą, że to jego wina. Nie było tak.
-Oh. Tak, jestem. Nawet niesamowicie senna.. Ale wiesz... Nie bierz na siebie winy. Nie lubię ciebie smutnego, bo i mi udziela się twój nastrój.- powiedziałam do Loczka, uśmiechając się blado. Ten nie zdążył odwzajemnić uśmiechu, gdyż przyszła pielęgniarka oznajmiając, że mogę się szykować do wyjścia, po czym zabrała się za wyjmowanie mi 'tego wszystkiego' z żył. Nie sprawiała wrażenie miłej, więc nie odzywałam się. Niemalże wyrwała mi kroplówkę, ale jedynie skrzywiłam się myśląc o tym, że za chwilę będę w domu, u Chloe. Po chwili razem z wciąż zamyślonym Harrym skierowaliśmy się w stronę recepcji, gdzie wypisali mnie do domu. Na całe szczęście ktoś wspaniałomyślny przywiózł mi do szpitala moje ulubione, brązowe emu i.... bluzę Harrego. Tę samą, z którą spałam. Tak więc oprócz Harrego musiała mnie odwiedzić również Chloe. I chwała jej za to.
Zatracona we własnych myślach posłusznie wsiadłam z Hazzą do samochodu, który prowadził prawdopodobnie jeden z ich ochroniarzy. Chłopak usadowił się jak najbliżej okna, opierając brodę na dłoni i wyglądając przez nie. Widząc, że najwyraźniej unika rozmowy ze mną i jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego nie odzywałam się i skuliłam na siedzeniu. Po chwili jednak zmorzył mnie sen, więc oparłam się o jego ramię. Ten przyjął to obojętnie, a nawet stwierdziła bym, że dość chłodno.
*PERSPEKTYWA HARREGO*
Nie chciałem z nią rozmawiać. Nie chciałem jej widzieć. Nie chciałem, żeby spojrzała mi w oczy i odgadnęła o co mi chodzi. Skoro nie potrafiłem jej chronić, nie chciałem, aby miała ze mną coś wspólnego. Po chwili jednak ona oparła się o moje ramię, a ja znów poczułem te przyjemne dreszcze i ciepło w okolicy serca. Zacząłem głęboko oddychać, żeby uspokoić jego bicie, ale ono wciąż nie chciało być posłuszne. Zrezygnowany obróciłem głowę. Alex spokojnie spała, otulona w moją bluzę i przytulona do mojej ręki. Obejmowała ją, a ja nie chcąc być niegrzeczny nie wyrywałem się. Chociaż nie chciałem, żeby to robiła. Nie chciałem jej potem zranić, a żeby jej nie zranić, trzeba by jej unikać. A gdy zaczyna ci na kimś zależeć, to wcale nie jest aż tak banalnie proste, jak by się mogło wydawać.
W końcu dojechaliśmy na miejsce. Delikatnie obróciłem się i otworzyłem drzwi samochodu. Alex cicho westchnęła przez sen i obróciła się. Nie chcąc jej budzić, wziąłem dziewczynę na ręce i cudem otwierając kolejne pary drzwi, zaniosłem do mojego pokoju, gdzie położyłem ją na moim łóżku. Otuliłem ją kocem, wciąż nie mogąc przestać na nią patrzeć. Była cudowna.... Dziewczyna moich marzeń. Harry otrząśnij się! ZOSTAWIŁEŚ JĄ SAMĄ! Zdenerwowany sam na siebie wyszedłem z pokoju i usiadłem na tarasie. Nie zastanawiając się nad tym co robię, odruchowo sięgnąłem po papierosy, które zostawił Zayn i zapaliłem jednego. To nie było do mnie podobne. Ale teraz nic w moim życiu nie było normalne.
PRZEPRASZAM!
KOCHANI PRZEPRASZAM ŻE TAK DŁUGO NIE BYŁO NOTKI NIE MIAŁAM CZASU NIC NAPISAĆ, JUŻ SIĘ ZA TO ZABIERAM WIĘC BĄDŹCIE CIERPLIWI I ZAGLĄDAJCIE TU! <3
sobota, 18 sierpnia 2012
003
EDIT: DAJECIE KOCHANI, JESZCZE 1 I PISZĘ NOWY ODCINEK <3 :*
Dłuugo myślałam, co napisać w tym odcinku ;) Mam nadzieję, że się wam spodoba! No i mam nadzieję, że skomentujecie moją pracę ;p Zapraszam do czytania :d
Wyszliśmy razem z Harrym na chodnik. Słuchając się jego zaleceń założyłam okulary, a on zrobił to samo. Tak seksownie wyglądał w swoich wayfarerach.... Chwila. Stop. Nie myśl o tym. On nie jest dla ciebie.
-Zapytałaś przyjaciółkę o adres...? Inaczej nie wiem, gdzie mam z tobą iść.- powiedział Harry po chwili milczenia. Unikał rozmowy ze mną. Szczerze? Wolała bym już sama wracać, niż widzieć, że jest o coś zły lub obrażony. Podałam mu adres, a on kiwnął głową.
-W sumie, to całkiem niedaleko od nas. Z niewielkimi przystankami możemy tam dojść na piechotę.- powiedział i w końcu na mnie spojrzał, po czym wziął mnie pod rękę. -Czy panienka Alexandra zgodzi się, by młodzieniec Harold odprowadził ją do bram jej posesji?- zapytał Hazza i zaczął się wydurniać. W końcu się do mnie uśmiechnął, na co ja również odpowiedziałam mu uśmiechem i dźgnęłam go w brzuch. On za to złapał mnie w pasie i zaczął łaskotać. Skąd wiedział że mam łaskotki?!
-Prze...Przestań, błaagam! - wydusiłam z siebie wciąż się śmiejąc. Skuliłam się, a on jeszcze mocniej mnie objął i nadal nie zaprzestawał 'tortur'.
-Co będę z tego miał? - szepnął mi na ucho i oparł się brodą o moje ramie.
-Hmmm.... No nie wiem... Nie mam pojęcia... - droczyłam się i pokazałam mu język widząc, że udaje focha.
Zaśmiałam się, a potem dałam mu buziaka w policzek. -Tyle wystarczy? - spytałam i spojrzałam na niego.
-Myślę, że chyba tak, ale mógłbym negocjować. - Powiedział rozpromieniony, po czym wziął mnie pod rękę i wolnym spacerkiem poszliśmy w stronę mojego domu.
Po około 20 minutach staliśmy już pod domem Chloe. Zaskoczyło mnie, jak blisko domu chłopców mieszkałam. Ale to dobrze, będę mogła ich odwiedzać.Harry westchnął i obrócił się w moją stronę. Zmrużyłam oczy, gdyż oślepiało mnie zachodzące słońce. W sumie dziwne. W Londynie cały dzień nie padało. Święto jakieś, czy co?
-Hmm... A może dała byś się wyciągnąć na jakąś imprezę...? Co ty na to? - spytał Harry patrząc mi głęboko w oczy. Zastanowiłam się chwilę. Pomysł nie był zły. Przyda mi się trochę rozrywki po wczorajszym męczącym dniu. Całe szczęście, że w torebce miałam jedynie telefon i gumy... Inaczej miała bym problem. Bycie w obcym mieście bez dokumentów nie jest szczytem moich marzeń.
-Tak, z chęcią gdzieś wyjdę. O której i gdzie? - spytałam i lekko się uśmiechnęłam.
-Punkt 20, w tym klubie niedaleko teatru. Pasuje ci?
-Jasne. Wpadnę. A teraz wybacz, muszę lecieć do domu. - powiedziałam i dałam mu buziaka w policzek. Zarumienił się lekko, a po chwili speszył i odwrócił. Skierowałam się w stronę domu.
-Myślałam, że tu zejdę! Nie wracasz, nie mogę się do ciebie dodzwonić i na dodatek rano dzwonisz z obcego numeru, że nocowałaś u jakiś obcych ludzi! Co ty sobie kurwa wyobrażasz?! - darła się na mnie Chloe. Uspokoiłam ją, opowiadając wszystko od początku. Nawet nie mrugnęła okiem na wieść, że poznałam One Direction. Nie lubiła ich, więc puściła to mimo uszu i po prostu słuchała dalej. W końcu dobrnęłam do końca.
-No i dzisiaj zaprosił mnie do klubu i właaaśnie lecę się szykować na imprezę. Narka! - krzyknęłam wbiegając po schodach.
-Czekaj czekaj! - zatrzymałam się - Idziecie razem, czy osobno i po prostu się zobaczycie? - spytała mnie podejrzliwie i znacząco poruszyła brwiami. Zaśmiałam się.
-Idziemy osobno. Ale mamy się zobaczyć na miejscu. - posłałam Chloe buziaka w powietrzu i pobiegłam do mojego pokoju.
No tak. Największy problem baby, czyli w co ubrać się na imprezę. Jeszcze raz spojrzałam na całą zawartość ogromnej szafy i w końcu się zdecydowałam- wybór padł na jasnoróżową, obcisłą sukienkę. Do tego, żeby nie sprawiać wrażenia słodkiego plastika, założyłam pieszczochę z ćwiekami i fluorescencyjne bransoletki. Włosy jedynie napuszyłam palcami, a na oczach zrobiłam czarne kreski i maznęłam rzęsy tuszem. -Bingo- mruknęłam do siebie, zakładając czarne szpilki i przeglądając się w ogromnym lustrze. Nie lubiłam siebie, ale teraz wyglądałam całkiem okej. Usiadłam na łóżku i spojrzałam przez okno. Widać było jedynie lekką, czerwoną poświatę pozostałą po zachodzącym słońcu. Zapewne po drugiej stronie nieba zaczęły już pojawiać się gwiazdy. Tutaj widok nieco przysłaniała mi ogromna wierzba rosnąca za oknem. Nagle coś mnie tchnęło i zaczęłam grzebać w torbie, w której znalazłam mojego ukochanego macbooka. Włączyłam go i zaczęłam przeglądać wszystkie możliwe strony, przy okazji pisząc na tt, że mój telefon zaginął w akcji... Nagle zauważyłam dość ciekawy nagłówek.
'Harry Styles i tajemnicza nieznajoma. Czy to nowy romans?'
Prychnęłam z pogardą i zamknęłam kartę. Co ich to interesuje? Nie ich sprawa. Najbardziej martwiło mnie zdjęcie, na którym byłam ja i Harry łaskoczący mnie. A co, gdy mają takich więcej? Spojrzałam na godzinę i zauważyłam, że za pół godziny muszę być na miejscu. Wyłączyłam sprzęt i zeszłam na dół żegnając się z Chloe. Gadała przez telefon z Davidem- jej chłopakiem. Pomachała mi tylko, a ja wyszłam i złapałam taksówkę.
Po chwili byłam już na miejscu. Rozejrzałam się wokół i podeszłam bliżej wejścia, gdy nagle ktoś zasłonił mi dłonią oczy.
-Zgadnij kto to...? - mruknął mi na ucho 'tajemniczy nieznajomy'. Od razu wiedziałam, że to Harry. Zdjęłam jego dłoń z oczu i zauważyłam, że w drugiej trzyma niewielką paczuszkę. Wręczył mi ją i spojrzał mi w oczy uśmiechając się zadziornie.
-Żebyśmy mogli ze sobą pisać. Bo inaczej nie wytrzymam..- powiedział i przysunął się do mnie. Musnął mój policzek ustami, całując mnie w kości policzkowe. Przeszedł mnie dreszcz i poczułam, że robi mi się ciepło w sercu. Założyłam mu dłonie na ramiona, a on objął mnie w talii. Oparł czoło o moje i spojrzał mi głęboko w oczy. Czułam jego oddech na mojej twarzy. Zadrżałam, gdy poczułam te same perfumy co wtedy, gdy obejmował mnie w salonie. Wiedziałam, że będą mi się z nim kojarzyły. Tylko z nim. Obdarowałam Harrego najbardziej uroczym uśmiechem na jaki było mnie stać.
-Wiesz... Pięknie dziś wyglądasz. - powiedział całując mnie za uchem. Wtuliłam twarz w jego loczki, a on nie przestawał całować mnie po szyi. To, jak bardzo był przy tym delikatny, było cudowne. Mimo to delikatnie odsunęłam się od niego i obejmując go w pasie pociągnęłam go lekko w stronę wejścia.
-Przecież nie będziemy tu stać całą wieczność.
-Yy... Tak, tak, chodźmy. - powiedział Harry jakby wybudzony z transu i lekko zdezorientowany. Weszliśmy do klubu, który był pełen ludzi. Niektórzy już zdążyli się upić, inni tańczyli, a reszta rozmawiała pod ścianami. Harry puścił mnie.
-Wybaczysz mi na momencik? Muszę iść coś załatwić. - powiedział, a ja skinęłam głową na zgodę. Skierował się w stronę didżeja, a ja w stronę baru. Ledwo usiadłam, a już zaczepił mnie jakiś chłopak. Na oko był jakieś trzy lata starszy ode mnie i nieziemsko przystojny. Wprawdzie nie tak jak Hazza, bo jemu nikt nie dorówna, ale również przystojny. Przez migające światła reflektorów ciężko było mi się przyjrzeć. W końcu jednak dostrzegłam, że ma proste, brązowe włosy z grzywką i ciemnobrązowe włosy. Coś w typie Chloe, z tym, że ona jest zajęta.
-Cześć mała... - zaczął gadkę. - Mogę postawić ci drinka? - spojrzałam krzywo. Tanie teksty na podryw, za którymi nie przepadam. Ale niech mu będzie. - Jasne - powiedziałam i uśmiechnęłam się nieszczerze. Po chwili barman przyniósł zamówienie. Upiłam łyka i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Harry dyskutował z didżejem, a po chwili na mnie spojrzał pokazując, że 'jeszcze sekunda'. Odwróciłam wzrok i postanowiłam zacząć rozmowę.
-Więc jak się nazywasz? - zapytałam na początek chłopaka. Siedział niespokojny, jakby czegoś wyczekując. Trochę. był dziwny. Ale czego ja się spodziewam? Poznać Romea w barze? No proszę.
-Joshua, Josh. Każdy mówi jak sobie woli.- wyciągnął dłoń. Uścisnęłam ją.
-Miło mi, jestem Alex. -odpowiedziałam i zaczęłam bawić się palcami. Znów napiłam się drinka. Zawsze bawiłam się palcami, gdy byłam zdenerwowana i nie wiedziałam co ze sobą począć. Wstałam ze stołka. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Widziałam, tylko, że Harry idzie, a po chwili biegnie w moją stronę przepychając się przez tłum. A potem była ciemność.
niedziela, 12 sierpnia 2012
002
Harry lekko się zarumienił. Tak słodko wtedy wyglądał! Poczułam, że na moich policzkach również wykwitły rumieńce, więc prędko zwiesiłam głowę i odwróciłam się w stronę schodów. Harry ukradkiem spojrzał na mnie i lekko popchnął mnie w stronę schodów.
-Chodź, zaprowadzę cię do mojego pokoju, coś sobie wybierzesz.- mruknął i poszedł przodem, jakby starając się uniknąć mojego wzroku. Podążałam za nim, cicho wspinając się na kolejne stopnie i rozglądając się na boki. Z powodu ogromnego zmęczenia obraz mieszał mi się w jedno, a ja czułam, że jeszcze godzina bez snu, a będę spała na schodach.
-To tutaj.- odezwał się Harry zatrzymując się przed jednymi z drzwi- Wejdź proszę.-zachęcił mnie ruchem ręki. Moim oczom ukazał się niezbyt czysty, nieco zawalony gratami pokój, co ani trochę mi nie przeszkadzało. Sama byłam typem wiecznej bałaganiary, w której pokoju panuje 'artystyczny nieład'. Namierzyłam wzrokiem łóżko i usiadłam na jego brzegu, podczas gdy on grzebał w ogromnej garderobie. Widziałam, jak rzuca na podłogę kolejne pary spodni, podejrzewam, że ja sama tyle nie miałam! Nagle zauważyłam leżącą na podłodze czapkę i bluzę. Cicho zabrałam mu ją i powstrzymując chichot jak najszybciej założyłam. Bluza sięgała prawie do kolan, a czapka spadała na oczy i mierzwiła mi włosy.
-Zabieram ci to!- powiedziałam i wybuchnęłam śmiechem. Harry wyszedł z garderoby i spojrzał na mnie. W ręku trzymał znalezisko- ogromną, sportową koszulkę. Chyba jakiejś drużyny piłkarskiej. Spojrzałam Harremu w oczy i dopiero teraz zorientowałam się, jak na mnie patrzył. Uśmiechnął się pod nosem i rzucił mi koszulkę.
-Trzymaj. Powinna być dobra i sięgać ci mniej więcej do ud. A przynajmniej tak myślę.- powiedział, i speszył się, gdy zauważył, że patrzymy sobie w oczy. Wstałam i skierowałam się do wyjścia. -Twój pokój to drzwi naprzeciwko moich. Mam nadzieję, że ci się spodoba, chociaż spędzisz tu jedną noc. Miłych snów.- powiedział, uśmiechając się do mnie i zamykając za mną drzwi.
-Nawzajem...- szepnęłam i jak najprędzej poszłam pod prysznic.
Chłodna woda uspokajała mnie i wyciszała. Dzisiaj zbyt dużo się działo. Przetarłam twarz mokrymi rękami i sięgnęłam po ręcznik owijając się nim szczelnie. I ten wzrok Harrego... Nie, zdecydowanie zbyt dużo sobie wyobrażam. On jest sławny, a ja nie, na dodatek jestem tu tylko na wakacje. Z pewnością bym mu się nie spodobała Chociaż on mi owszem... Przebrałam się w koszulkę i stanęłam przed lustrem. Spojrzałam na swoje odbicie i dokładnie mu się przyjrzałam. Zaśmiałam się pod nosem na widok za dużej koszulki. Lubiłam takie. Szkoda, że będę musiała mu ją oddać... Mimo wszystko nadal nie zabrał mi swojej bluzy i czapki! Wyszłam z łazienki i przewróciłam się na łóżko. Odruchowo sięgnęłam ręką po ulubionego jaśka, po czym zrezygnowana przypomniałam sobie, że to przecież nie mój dom i nie moje łóżko... Wzięłam do ręki bluzę Harrego, którą położyłam na szafce nocnej i przytuliłam się do niej. Owionął mnie zapach ślicznych, męskich perfum. Tak otulona kołdrą i przytulona do bluzy zasnęłam kamiennym snem.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Przeciągnęłam się i spojrzałam w okno. Słońce już dawno pojawiło się na niebie.
-Proszę!- krzyknęłam, przewracając się na drugi bok, żeby mieć widok na gościa.
-Cześć... Nie wiedziałem, że jeszcze śpisz, nie chciałem cię przebudzić, przepraszam- tłumaczył się Harry stojąc w drzwiach zmieszany- Chciałem tylko powiedzieć, że niedługo będzie obiad. Louis coś gotuje, ale nie chce zdradzić co.
-Nie szkodzi, i tak niedługo bym wstała.- Uśmiechnęłam się do niego.- Wejdź, jeżeli chcesz, możemy pogadać- Usiadłam na łóżku. Harry niepewnie wszedł i usiadł koło mnie. Był ubrany w białą koszulkę i beżowe spodnie z krokiem. Do tego miał na nadgarstku srebrny zegarek. Mrr. Lubiłam takie zestawienia.
-Jak ci się spało?- Zapytał Hazza i ogarnął wzrokiem pokój zawieszając wzrok na bluzie leżącej na poduszce.- Spałaś z tym?- Spytał, podnosząc bluzę i uśmiechając się do mnie. Zarumieniłam się i spuściłam wzrok.
-Tak się jakoś złożyło, zbierałam się na szybko... Sam wiesz...- Zaczęłam pokrętnie tłumaczyć.- Poczekasz? Ja się tylko ubiorę i umyję ząbki.- Zwróciłam się do niego i szybko zgarnęłam wczorajsze ciuchy z półki kierując się do łazienki. Dzięki ci Boże, na umywalce leżała tubka pasty. Nałożyłam jej trochę na palec. Niestety, musiałam się tym zadowolić z powodu braku szczoteczki. Potem jak najprędzej ubrałam się w biały top-mgiełkę i kwieciste legginsy. Do tego, mimo niewygody, musiałam założyć cieliste szpilki, które miałam na sobie wczoraj. Przeczesałam palcami włosy i sięgnęłam po ostatnią rzecz. Odetchnęłam i założyłam szarą czapkę Harrego. -Ciekawe jak zareaguje- mruknęłam do siebie. Zgasiłam światło i poszłam do pokoju.
-Nawet jak improwizujesz, to pięknie wyglądasz...- powiedział Harry i patrzył się na mnie niemądrym wzrokiem. - To znaczyyy, chciałem powiedzieć, że pewnie jest już obiad. Idziesz ze mną?- zapytał. Zaśmiałam się. Był uroczy, gdy się denerwował. Wskoczyłam mu na plecy, a on odruchowo mnie złapał.
-No to wio!- krzyknęłam i zaśmiałam się. Czułam, że Harry będzie moim przyjacielem. Znałam go od kilkunastu godzin, a już zdążyłam go polubić. Hazza zszedł ze mną po schodach i skierował się do kuchni. Przykucnął przy jednym z krzeseł przy stole i posadził mnie na nim. Na stole stała gotowa już porcja obiadu. Jakieś warzywa, marchewka... Makaron... Nie przyglądałam się zbytnio, co będę jeść. Bardziej zdziwiło mnie, gdzie podziali się chłopcy.
-A gdzie reszta?- spytałam zdziwiona.
-Zmyli się. Chyba poszli do parku. Tak więc na obiad zostaliśmy sami.- powiedział i usiadł naprzeciwko mnie. Zabrałam się za jedzenie, co chwilę spoglądając na niego. Skończył pierwszy, po czym włożył talerz do zmywarki.
-Chcesz zadzwonić do przyjaciółki?- zapytał nagle. Tak, powiadomienie Chloe gdzie jestem było całkiem mądrym pomysłem. Skończyłam jeść i również sprzątnęłam talerz.
-A może chcesz u nas zostać...?- spytał nieśmiało Harry i objął mnie w pasie. Nie rozumiałam o co tu chodziło. Delikatnie wyswobodziłam się z objęć i usiadłam na krześle. Harry odwrócił wzrok i podał mi komórkę. Wybrałam numer i chwilę porozmawiałam z przyjaciółką. Poinformowałam ją o kradzieży i że poznałam chłopców, którzy pozwolili mi przenocować. Odłożyłam słuchawkę i lekko stuknęłam w ramię Harrego, chcąc oddać mu telefon. Zauważyłam, że ma szklane oczy.
-Coś się stało?- zapytałam ze zmartwieniem i usiadłam obok niego.
-Nie, nic, absolutnie nic... Chcesz iść, odprowadzić cię?- spytał, nawet na mnie nie patrząc.
-Jeżeli chcesz...- powiedziałam i skierowałam się do wyjścia. Harry wstał za mną i podał mi okulary. -Będzie lepiej dla ciebie, jeżeli je założysz. Zawsze zyskujesz trochę więcej prywatności i jest szansa, że nikt cię nie rozpozna. - posłusznie założyłam okulary i wyszłam z Harrym na drogę. To będzie dłuugi powrót do domu...
czwartek, 9 sierpnia 2012
001
Spokojnie spacerowałam sobie po ulicach w miarę cichego już o tej porze Londynu. Kocham to miasto i żałuję, że nie mieszkam w nim na co dzień. Jestem wręcz pewna, że gdy (w końcu!) będę pełnoletnia, to przeprowadzę się tutaj do własnego, niewielkiego mieszkania. Tymczasowo mam wakacje i pomieszkuję sobie u mojej starszej, najlepszej przyjaciółki.
Rozejrzałam się naokoło, po raz kolejny zachwycając się śpiącym miastem. Była już 1 w nocy, ale to mi nie przeszkadzało. Nie byłam ani trochę zmęczona dzisiejszym, a raczej wczorajszym dniem. Właśnie kierowałam się w stronę pobliskiej ławki, gdy nagle poczułam silne szarpnięcie do tyłu. Od razu zrobiło mi się gorąco, a mój puls znacznie przyśpieszył. Próbowałam się wyrwać z rąk oprawcy gryząc go i usiłując kopnąć, ale to nic nie dawało. Jego chwyt był wręcz żelazny, a ja byłam zbyt słaba. Na dodatek zakrył mi dłonią usta uniemożliwiając krzyk. Wtem zobaczyłam roześmianą grupkę chłopaków zmierzającą w moją stronę. Jeszcze raz, z całej siły ugryzłam mężczyznę, który wyrwał mi torbę i wciąż nie chciał mnie wypuścić.
-POMOCY! Jakiś świr mnie obmacuje! POMOCY!- zaczęłam krzyczeć ile sił w płucach. Wysiłki nie spełzły na niczym. Jeden z nich zerwał się i zaczął biec. Samo to podziałało- zboczeniec puścił mnie, uciekając z moją torebką. Załamana siadłam na chodniku. Nawet nie miałam siły za nim biec, już dawno zniknął za rogiem ulicy, a ja, w wysokich szpilkach nie miałam szans go dogonić. Tak więc przedstawiając obraz nędzy i rozpaczy siadłam na chodniku opierając się o mur i zaczęłam płakać.
-Nic ci nie zrobił? Dobrze się czujesz? Chodź, mogę cię przytulić.- odezwał się jeden z chłopców i podał mi dłoń. Nie mogłam rozpoznać jego twarzy- było ciemno, a on dodatkowo zasłonił ją okularami i ogromnym kapturem. Szybko ogarnęłam wzrokiem resztę gromadki. Razem było ich pięciu, a wszyscy tak samo zasłaniali twarze. Tylko po co?
-Halo, żyjesz? Odezwij się, bo nie jestem w stanie stwierdzić, czy coś ci się stało.- odezwał się przejęty chłopak. Czy on się o mnie martwił? Nie wiem, ale miał uroczą chrypkę.
-Tak tak, żyję. Wszystko w miarę okej, co najwyżej jestem trochę obolała. To znaczy okej- prychnęłam- okej, jeżeli pominąć fakt, że nie mam telefonu, ani absolutnie żadnych pieniędzy, a jestem w obcym mieście.
-Chodź z nami, zaopiekujemy się tobą. A tak w ogóle to wybacz, że się nie przedstawiłem- nazywam się Harry- powiedział Harry wyciągając dłoń i zdejmując okulary. Uścisnęłam mu dłoń, jednocześnie wstając z bruku. Otrzepałam ubrania i otarłam łzy.
-Alex jestem, miło mi- wysiliłam się na uśmiech- Szkoda, że poznajemy się w takich okolicznościach.
-Nic na to nie poradzisz. A to są: Louis, Niall, Liam i Zayn.- powiedział, wskazując po kolei odpowiednie osoby- Okej, to teraz skoro już nas poznałaś, to jedziesz z nami.
-Słucham? Że niby gdzie?!- spytałam zaskoczona- Ja się nigdzie nie wybieram!- krzyknęłam, odsuwając się.
-No jak to gdzie? Do naszego domu. Wyobrażałaś sobie, że zostawimy cię samą na ulicy, bez możliwości zadzwonienia do własnego domu? Niedoczekanie twoje- odpowiedział Harry, śmiejąc się. Z czego on się w ogóle śmieje, aż tak go to bawi? Przyjrzałam się mu dokładniej. Miał niesamowicie piękny uśmiech i dołeczki w policzkach, które ubóstwiam. Nie widziałam dokładnie koloru jego włosów, wiem jedynie, że były ciemne. Ciężko dojrzeć coś w słabym świetle. Widziałam jedynie wystające gdzieniegdzie spod kaptura loczki. No i jeszcze loczki.... Chodzący ideał, czy co?
-To jak, zabierasz się z nami? Czy podasz nam tajemniczy adres twojego własnego domu?- zapytał. I właśnie wtedy zorientowałam się, że.... nie znam adresu. Idiotka ze mnie. Jak można nie sprawdzić?!
-Ale ja... nie pamiętam.
-Czego nie pamiętasz?- spytał zdziwiony.
-Adresu. Adresu domu. Jestem tu od dwóch dni i na śmierć zapomniałam go sprawdzić!- krzyknęłam zirytowana i automatycznie usłyszałam śmiech reszty chłopców.- No i co w tym śmiesznego, hm?!- zapytałam zdenerwowana. Zaczynali mnie drażnić.
-A nic, nic.- odezwał się jeden z nich, starając się spoważnieć. - W takim razie czeka cię nocleg u niekoniecznie normalnych chłopaków- odpowiedział i ponownie wybuchnął śmiechem.
Nie rozumiałam o co im chodzi. Czyli że mieszkają razem? Chwila chwila..... No tak, ALE ZE MNIE GENIUSZ! Przecież to muszą być ci z One Direction! Co ze mnie za idiotka... Idą całą bandą, mieszkają w Londynie, nawzajem sobie dogadują, no i mają identyczne imiona. No cóż. Mogę jedynie powiedzieć, że będzie ciekawie.
Następne kilka chwil zeszło nam na dojechaniu do rezydencji. Gdy tylko stanęliśmy przed bramą, moim oczom ukazał się ogromny dom. Nawet ja nie miałam aż tak dużego!
-Hmmm, więc tutaj mieszkamy. Teraz już wiesz.- powiedział Harry uśmiechając się do mnie i pomagając mi wysiąść. Reszta chłopców nie była jakoś skora do rozmowy i od razu weszła do środka.
-Chciałbym cię trochę o ciebie wypytać... O to, czym się interesujesz i takie różne.-powiedział Harry patrząc mi w oczy- Ale wiem, że jesteś zmęczona, więc dzisiaj dam ci już spokój. Chodźmy do środka.- powiedział i otworzył mi drzwi.
-Wiesz, bo jest taki mały problem....-zaczęłam nieśmiało mówić.
-Słucham? Zawsze możesz do mnie iść ze swoimi problemami.- powiedział Harry, obdarowując mnie jednym ze swoich powalających uśmiechów.
-Ja nawet nie mam w czym spać...-wydusiłam z siebie. Nie wiem czemu, ale powiedzenie tego sprawiało mi trudność. Tak jak wszystko. Od zawsze byłam nieśmiała, wręcz chorobliwie nieśmiała.
-Myślę, że to nie będzie problemem, dam ci jakąś moją koszulkę.- odpowiedział ze śmiechem -Mam ich wystarczająco dużo. Ale.... za buziaka.- powiedział, łapiąc mnie w talii i przyciągając do siebie. Spojrzałam na czubki swoich butów. Zawstydzał mnie, był strasznie uroczy. Co on ze mną robi? Przez niego mam zamęt w głowie i dziwne uczucie w brzuchu.... Motylki?
-To jak, przystajesz na taką propozycję?- spytał, jeżdżąc palcem po moim ramieniu. Przechodziły mnie dreszcze. To było niesamowite uczucie. Podniosłam głowę i spojrzałam mu głęboko w oczy. Co ja w ogóle robię, poznałam go jakąś godzinę temu! Zresztą, raz się żyje- pomyślałam, stając na palcach i dając mu upragnionego buziaka w policzek.
O boże, w końcu przez to przebrnęłam :d Ciężko mi było, ale mam nadzieję, że miło będzie się czytać. Potem rozwinę akcję <3
Rozejrzałam się naokoło, po raz kolejny zachwycając się śpiącym miastem. Była już 1 w nocy, ale to mi nie przeszkadzało. Nie byłam ani trochę zmęczona dzisiejszym, a raczej wczorajszym dniem. Właśnie kierowałam się w stronę pobliskiej ławki, gdy nagle poczułam silne szarpnięcie do tyłu. Od razu zrobiło mi się gorąco, a mój puls znacznie przyśpieszył. Próbowałam się wyrwać z rąk oprawcy gryząc go i usiłując kopnąć, ale to nic nie dawało. Jego chwyt był wręcz żelazny, a ja byłam zbyt słaba. Na dodatek zakrył mi dłonią usta uniemożliwiając krzyk. Wtem zobaczyłam roześmianą grupkę chłopaków zmierzającą w moją stronę. Jeszcze raz, z całej siły ugryzłam mężczyznę, który wyrwał mi torbę i wciąż nie chciał mnie wypuścić.
-POMOCY! Jakiś świr mnie obmacuje! POMOCY!- zaczęłam krzyczeć ile sił w płucach. Wysiłki nie spełzły na niczym. Jeden z nich zerwał się i zaczął biec. Samo to podziałało- zboczeniec puścił mnie, uciekając z moją torebką. Załamana siadłam na chodniku. Nawet nie miałam siły za nim biec, już dawno zniknął za rogiem ulicy, a ja, w wysokich szpilkach nie miałam szans go dogonić. Tak więc przedstawiając obraz nędzy i rozpaczy siadłam na chodniku opierając się o mur i zaczęłam płakać.
-Nic ci nie zrobił? Dobrze się czujesz? Chodź, mogę cię przytulić.- odezwał się jeden z chłopców i podał mi dłoń. Nie mogłam rozpoznać jego twarzy- było ciemno, a on dodatkowo zasłonił ją okularami i ogromnym kapturem. Szybko ogarnęłam wzrokiem resztę gromadki. Razem było ich pięciu, a wszyscy tak samo zasłaniali twarze. Tylko po co?
-Halo, żyjesz? Odezwij się, bo nie jestem w stanie stwierdzić, czy coś ci się stało.- odezwał się przejęty chłopak. Czy on się o mnie martwił? Nie wiem, ale miał uroczą chrypkę.
-Tak tak, żyję. Wszystko w miarę okej, co najwyżej jestem trochę obolała. To znaczy okej- prychnęłam- okej, jeżeli pominąć fakt, że nie mam telefonu, ani absolutnie żadnych pieniędzy, a jestem w obcym mieście.
-Chodź z nami, zaopiekujemy się tobą. A tak w ogóle to wybacz, że się nie przedstawiłem- nazywam się Harry- powiedział Harry wyciągając dłoń i zdejmując okulary. Uścisnęłam mu dłoń, jednocześnie wstając z bruku. Otrzepałam ubrania i otarłam łzy.
-Alex jestem, miło mi- wysiliłam się na uśmiech- Szkoda, że poznajemy się w takich okolicznościach.
-Nic na to nie poradzisz. A to są: Louis, Niall, Liam i Zayn.- powiedział, wskazując po kolei odpowiednie osoby- Okej, to teraz skoro już nas poznałaś, to jedziesz z nami.
-Słucham? Że niby gdzie?!- spytałam zaskoczona- Ja się nigdzie nie wybieram!- krzyknęłam, odsuwając się.
-No jak to gdzie? Do naszego domu. Wyobrażałaś sobie, że zostawimy cię samą na ulicy, bez możliwości zadzwonienia do własnego domu? Niedoczekanie twoje- odpowiedział Harry, śmiejąc się. Z czego on się w ogóle śmieje, aż tak go to bawi? Przyjrzałam się mu dokładniej. Miał niesamowicie piękny uśmiech i dołeczki w policzkach, które ubóstwiam. Nie widziałam dokładnie koloru jego włosów, wiem jedynie, że były ciemne. Ciężko dojrzeć coś w słabym świetle. Widziałam jedynie wystające gdzieniegdzie spod kaptura loczki. No i jeszcze loczki.... Chodzący ideał, czy co?
-To jak, zabierasz się z nami? Czy podasz nam tajemniczy adres twojego własnego domu?- zapytał. I właśnie wtedy zorientowałam się, że.... nie znam adresu. Idiotka ze mnie. Jak można nie sprawdzić?!
-Ale ja... nie pamiętam.
-Czego nie pamiętasz?- spytał zdziwiony.
-Adresu. Adresu domu. Jestem tu od dwóch dni i na śmierć zapomniałam go sprawdzić!- krzyknęłam zirytowana i automatycznie usłyszałam śmiech reszty chłopców.- No i co w tym śmiesznego, hm?!- zapytałam zdenerwowana. Zaczynali mnie drażnić.
-A nic, nic.- odezwał się jeden z nich, starając się spoważnieć. - W takim razie czeka cię nocleg u niekoniecznie normalnych chłopaków- odpowiedział i ponownie wybuchnął śmiechem.
Nie rozumiałam o co im chodzi. Czyli że mieszkają razem? Chwila chwila..... No tak, ALE ZE MNIE GENIUSZ! Przecież to muszą być ci z One Direction! Co ze mnie za idiotka... Idą całą bandą, mieszkają w Londynie, nawzajem sobie dogadują, no i mają identyczne imiona. No cóż. Mogę jedynie powiedzieć, że będzie ciekawie.
Następne kilka chwil zeszło nam na dojechaniu do rezydencji. Gdy tylko stanęliśmy przed bramą, moim oczom ukazał się ogromny dom. Nawet ja nie miałam aż tak dużego!
-Hmmm, więc tutaj mieszkamy. Teraz już wiesz.- powiedział Harry uśmiechając się do mnie i pomagając mi wysiąść. Reszta chłopców nie była jakoś skora do rozmowy i od razu weszła do środka.
-Chciałbym cię trochę o ciebie wypytać... O to, czym się interesujesz i takie różne.-powiedział Harry patrząc mi w oczy- Ale wiem, że jesteś zmęczona, więc dzisiaj dam ci już spokój. Chodźmy do środka.- powiedział i otworzył mi drzwi.
-Wiesz, bo jest taki mały problem....-zaczęłam nieśmiało mówić.
-Słucham? Zawsze możesz do mnie iść ze swoimi problemami.- powiedział Harry, obdarowując mnie jednym ze swoich powalających uśmiechów.
-Ja nawet nie mam w czym spać...-wydusiłam z siebie. Nie wiem czemu, ale powiedzenie tego sprawiało mi trudność. Tak jak wszystko. Od zawsze byłam nieśmiała, wręcz chorobliwie nieśmiała.
-Myślę, że to nie będzie problemem, dam ci jakąś moją koszulkę.- odpowiedział ze śmiechem -Mam ich wystarczająco dużo. Ale.... za buziaka.- powiedział, łapiąc mnie w talii i przyciągając do siebie. Spojrzałam na czubki swoich butów. Zawstydzał mnie, był strasznie uroczy. Co on ze mną robi? Przez niego mam zamęt w głowie i dziwne uczucie w brzuchu.... Motylki?
-To jak, przystajesz na taką propozycję?- spytał, jeżdżąc palcem po moim ramieniu. Przechodziły mnie dreszcze. To było niesamowite uczucie. Podniosłam głowę i spojrzałam mu głęboko w oczy. Co ja w ogóle robię, poznałam go jakąś godzinę temu! Zresztą, raz się żyje- pomyślałam, stając na palcach i dając mu upragnionego buziaka w policzek.
O boże, w końcu przez to przebrnęłam :d Ciężko mi było, ale mam nadzieję, że miło będzie się czytać. Potem rozwinę akcję <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)