sobota, 29 września 2012

004

Obudziłam się dziwnie obolała i niesamowicie zmęczona. Mimo to musiałam zmusić się do otworzenia powiek i zorientowania się, gdzie się znajduję. Ten twardy materac z pewnością nie był tym samym, który jest na moim łóżku. Powoli otworzyłam oczy, aby po chwili znów je mrużyć z powodu oślepiającej bieli i światła. Lekko westchnęłam i spróbowałam podnieść rękę, aby przeczesać palcami włosy. To był błąd- automatycznie syknęłam z bólu i bezwładnie opuściłam dłoń, którą automatycznie ktoś złapał. Zaciekawiona, kto trzyma moją dłoń obróciłam głowę lekko podnosząc się na łóżku. Teraz już wiedziałam, że było szpitalne, a ja leżę w jakiejś sali. Tylko dlaczego...?
Osobą, która trzymała moją dłoń okazał się Harry, ani trochę siebie nie przypominający. Prędzej przypominał żywy obraz nędzy i rozpaczy. Jego włosy były potargane i w nieładzie, jakby od dłuższego czasu nie widziały szczotki. Twarz zaś, zawsze rozpromieniona i świeża była blada i wręcz przezroczysta. Usta zaciśnięte w grymasie lekko rozchyliły się, jak gdyby chłopak chciał coś powiedzieć, jednak po chwili znów je zamknął wydając z siebie tylko cichy jęk. Widziałam, jak po jego policzku spływa pojedyńcza łza, a po niej kolejna, i następna... Jego oczy były tak podkrążone, jakby nie spał co najmniej tydzień. Loczek wyglądał tak, że zastanawiałam się, dlaczego to nie on leży na moim miejscu.
-Tak bardzo cię przepraszam... Ja nie wiedziałem... - wydusił z siebie przez łzy, nieudolnie starając się je powstrzymać. Po chwili puścił moją rękę, na co w odpowiedzi zabolało mnie coś w środku.
-Dlaczego mnie przepraszasz? Co się właściwie stało, czemu tu jestem? - spytałam zupełnie zdezorientowana. Harry spojrzał zaskoczony i przyglądał mi się wnikliwie, jakby analizował co przed chwilą powiedziałam.
-Zabrałem cię na imprezę i chciałem zamówić dla nas piosenkę, ale didżej- tu prychnął pogardliwie - , coś mu nie pasowało i się opierał. A ty w tym czasie poznałaś przy barze jakiegoś kolesie, który postawił ci drinka i... - nie dokończył, pochylając głowę i zakładając ręce na brzuch, jak gdyby go coś bolało. Nie musiał kończyć. Domyśliłam się, że ktoś mi coś dosypał. Nagle poczułam ogromną wdzięczność do Hazzy, że zareagował i prawdopodobnie mnie tutaj przywiózł. Nie miałam jednak siły mu tego powiedzieć. Lekko osłabiała mnie myśl, że mam igłę w żyłach, a na dodatek czułam się zmęczona. Osunęłam się więc na łóżko i szczelnie przykryłam kołdrą.
-Kiedy mnie stąd wypiszą? -spytałam. Tylko to mnie teraz interesowało. Nie uśmiechała mi się wizja spędzenia wakacji w szpitalu. Nie widziałam takiej potrzeby.
-Możliwe, że nawet za chwilę. Nie jesteś przypadkiem senna? -zapytał Harry, wyrywając się z zamyślenia. Był jakiś nieobecny i bez życia. Jak nie on. Nie chciałam, żeby zadręczał się myślą, że to jego wina. Nie było tak.
-Oh. Tak, jestem. Nawet niesamowicie senna.. Ale wiesz... Nie bierz na siebie winy. Nie lubię ciebie smutnego, bo i mi udziela się twój nastrój.- powiedziałam do Loczka, uśmiechając się blado. Ten nie zdążył odwzajemnić uśmiechu, gdyż przyszła pielęgniarka oznajmiając, że mogę się szykować do wyjścia, po czym zabrała się za wyjmowanie mi 'tego wszystkiego' z żył. Nie sprawiała wrażenie miłej, więc nie odzywałam się. Niemalże wyrwała mi kroplówkę, ale jedynie skrzywiłam się myśląc o tym, że za chwilę będę w domu, u Chloe. Po chwili razem z wciąż zamyślonym Harrym skierowaliśmy się w stronę recepcji, gdzie wypisali mnie do domu. Na całe szczęście ktoś wspaniałomyślny przywiózł mi do szpitala moje ulubione, brązowe emu i.... bluzę Harrego. Tę samą, z którą spałam. Tak więc oprócz Harrego musiała mnie odwiedzić również Chloe. I chwała jej za to.
Zatracona we własnych myślach posłusznie wsiadłam z Hazzą do samochodu, który prowadził prawdopodobnie jeden z ich ochroniarzy. Chłopak usadowił się jak najbliżej okna, opierając brodę na dłoni i wyglądając przez nie. Widząc, że najwyraźniej unika rozmowy ze mną i jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego nie odzywałam się i skuliłam na siedzeniu. Po chwili jednak zmorzył mnie sen, więc oparłam się o jego ramię. Ten przyjął to obojętnie, a nawet stwierdziła bym, że dość chłodno.

*PERSPEKTYWA HARREGO*
Nie chciałem z nią rozmawiać. Nie chciałem jej widzieć. Nie chciałem, żeby spojrzała mi w oczy i odgadnęła o co mi chodzi. Skoro nie potrafiłem jej chronić, nie chciałem, aby miała ze mną coś wspólnego. Po chwili jednak ona oparła się o moje ramię, a ja znów poczułem te przyjemne dreszcze i ciepło w okolicy serca. Zacząłem głęboko oddychać, żeby uspokoić jego bicie, ale ono wciąż nie chciało być posłuszne. Zrezygnowany obróciłem głowę. Alex spokojnie spała, otulona w moją bluzę i przytulona do mojej ręki. Obejmowała ją, a ja nie chcąc być niegrzeczny nie wyrywałem się. Chociaż nie chciałem, żeby to robiła. Nie chciałem jej potem zranić, a żeby jej nie zranić, trzeba by jej unikać. A gdy zaczyna ci na kimś zależeć, to wcale nie jest aż tak banalnie proste, jak by się mogło wydawać.
W końcu dojechaliśmy na miejsce. Delikatnie obróciłem się i otworzyłem drzwi samochodu. Alex cicho westchnęła przez sen i obróciła się. Nie chcąc jej budzić, wziąłem dziewczynę na ręce i cudem otwierając kolejne pary drzwi, zaniosłem do mojego pokoju, gdzie położyłem ją na moim łóżku. Otuliłem ją kocem, wciąż nie mogąc przestać na nią patrzeć. Była cudowna.... Dziewczyna moich marzeń. Harry otrząśnij się! ZOSTAWIŁEŚ JĄ SAMĄ! Zdenerwowany sam na siebie wyszedłem z pokoju i usiadłem na tarasie. Nie zastanawiając się nad tym co robię, odruchowo sięgnąłem po papierosy, które zostawił Zayn i zapaliłem jednego. To nie było do mnie podobne. Ale teraz nic w moim życiu nie było normalne.

2 komentarze:

  1. podoba mi się ten post.
    WPADAJ NA KONKURS WYGRAĆ BUTY :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Obserwuje i zapraszam do mnie: http://our-photo-our-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń